PORTUGALIA - ALGARVE (PORTIMAO-LAGOS-FARO) czerwiec '18


Południe Portugalii - czyli wybrzeże ALGARVE od zawsze było moim marzeniem, które stale odkładane było na później. Czasami z powodów ekonomicznych (bo nie ukrywajmy Portugalia nie jest najtańszą z destynacji ), czasami z braku czasu (studia, praca) albo osoby z którą mogłabym się tam wybrać (teraz już mam<3).
Od dłuższego czasu śledziłam ceny biletów do FARO - umownej 'stolicy' południa tego kraju. Ceny poza sezonem były dość wysokie, nie spełniały naszych norm "taniego podróżowania", już prawie traciłam nadzieję na ten wyjazd w tym roku, bo zaczynał się sezon. Byłam pewna, że w takich miesiącach jak czerwiec, lipiec, sierpień szanse na znalezienie taniego lotu maleją do minimum.

Ku mojemu MEGA POZYTYWNEMU zdziwieniu, całkiem przypadkiem znalazłam lot na idealne 4 noce w samym środku czerwca w niezwykle korzystnej cenie. Kwota była co najmniej 3 razy mniejsza niż standardowo. Szybki telefon do B. i bez wahania kupiłam bilety. Problem zaczął się kiedy zajęłam się szukaniem noclegu... Pierwszym dylematem była kwestia w jakim MIEŚCIE się zatrzymamy. Samo FARO jest dużym miastem, bez wątpienia wartym zobaczenia, zwanym potocznie BRAMĄ ALGARVE, ale nie oferuje pięknych plaż i widoków a dodatkowo jest drogie. Nie trudno się domyślić, że w sezonie ceny noclegów idą w górę a dodatkowo wiele hoteli i apartamentów jest już zajętych w szukanym terminie.

Wiele osób polecało zatrzymać się w Lagos - urokliwym, małym portowym, miasteczku około 80km na zachód od Faro, dużo słyszałam też o Albufeirze czyli chyba najbardziej imprezowym mieście południa. Ale ostatecznie nasz wybór padł na PORTIMAO. Miasto pomiędzy Lagos a Albuferią, około 60km na zachód od Faro było według nas najlepszą bazą wypadową, połączeniem możliwości wypoczynku na pięknych, spokojnych plażach z rozrywką, spacerami po mieście i dostępem do komunikacji miejskiej.
Co prawda przed samym wylotem obiecywaliśmy sobie, że ten wyjazd będzie inny od poprzednich - że tym razem postawimy bardziej na WYPOCZYNEK niż robienie MILIONÓW kilometrów dziennie zwiedzając. Kupiliśmy nawet małe ręczniki plażowe i upchnęliśmy do naszych podręcznych bagaży żeby móc chociaż na trochę zatrzymać się na plaży i po prostu poleżeć...
 Nie trudno nie domyślić, że z naszych założeń wypoczynku jak zwykle wyszło NIE za wiele, bo zbyt wiele miejsc było do odkrycia 😉
OK- Bilety kupione, hotel opłacony przez booking.com, spakowaliśmy się 2h przed wyjazdem, koty wytulone, możemy wyjść z domu.
Lot mieliśmy ponownie z Modlina Ryanair'em. To bardzo wygodna opcja, biorąc pod uwagę dojazd do lotniska w 5 minut.
Kontrola bezpieczeństwa błyskawiczna, zapakowaliśmy się na pokład. Mimo, że RYANAIR celowo rozrzucił nasze bilety w samolocie na 2 różne końce pokładu żebyśmy dokupili opcję wyboru miejsca, nie ugięliśmy się! I na dobre nam to wyszło, bo jakaś miła starsza Pani, która podróżowała sama od razu zgodziła się zamienić miejscami kiedy powiedziałam, że mój narzeczony siedzi pół samolotu dalej.

4h spokojnego lotu, po 17 byliśmy na miejscu. Tym razem postawiliśmy na wygodę i wykupiliśmy wcześniej FlyBus'a, który zabrał nas z terminala wprost pod drzwi naszego hotelu. 


Nie była to może najtańsza możliwa opcja, ale biorąc pod uwagę ponad 60km dzielących nas od miejsca docelowego oraz dość późną porę, postawiliśmy na komfort psychiczny i wygodnie klimatyzowanym busikiem dojechaliśmy do hotelu.
Zameldowaliśmy się w 16 piętrowym wieżowcu około 200 metrów od plaży. Dzięki moim prośbom dostaliśmy bezpłatnie opcję widoku na ocean w apartamencie na 11 piętrze. 






Widok z balkonu (ogromnego balkonu!) był GENIALNY. Zdjęcia tego zdecydowanie nie oddają.
Z doświadczenia wiem, że zawsze warto próbować negocjować w hotelach, personel może w większości przypadków zezwolić na np. danie wam lepszego pokoju niż wykupiliście, bezpłatny widok na morze/ocean itp.(jeśli oczywiście mają stosunkowo małe obłożenie i dostępne takie pokoje).
Hotel - a właściwie apartamentowiec w którym się zatrzymaliśmy miał stosunkowo dobrą cenę i zdecydowanie adekwatną do jakości albo nawet przewyższył nasze oczekiwania. Bardzo duży pokój z aneksem kuchennym (dość bogato wyposażonym), łazienką z wanną z hydromasażem (chociaż szczerze osobiście nie lubię korzystać z tego typu udogodnień w hotelach ze względów higienicznych). Do tego część wypoczynkowa - duża sofa, stolik no i ten piękny balkon z widokiem.


Co więcej - mieliśmy 5 minut spacerkiem do jednej z najpiękniejszych plaż w okolicy.
Tego dnia wybraliśmy się jeszcze na rekonesans okolicy. Przeszliśmy spory kawałek brzegiem oceanu podziwiając klify, które tak uwielbiam!








Kiedy się ściemniło odwiedziliśmy lokalnego LIDLA w celu  zakupienia prowiantu. Tym razem nie korzystaliśmy z wyżywienia w hotelu, więc organizowaliśmy sobie posiłki na własną rękę. Co ciekawe pozytywnie zaskoczyły nas ceny. Mimo, że EURO jest drogie to produkty były w przeliczeniu na złotówki w bardzo podobnych cenach jak u nas w kraju. Zrobiło się już dość późno i nie chciało na się szukać restauracji, ale po drodze 'przypadkiem' wpadliśmy na McDonald'a...wiadomo jak to się skończyło ;)
Wzięliśmy coś na wynos i popijając PORTUGALSKIM winem jedliśmy kolację na naszym balkonie na 11 piętrze.

DZIEŃ DRUGI powitał nas słońcem za delikatnymi chmurkami. Stwierdziliśmy, że to idealny dzień żeby wyruszyć eksplorować wybrzeże, klify, jaskinie itp. To właśnie w tym krajobrazie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Pomarańczowe skały, lazurowa woda, złoty piasek, błękitne niebo...










Początkowo martwiliśmy się, że słońce chowa się za chmurami, bo zdjęcia nie oddadzą wyrazistych kolorów, jednak z każdym pokonanym kilometrem wiedzieliśmy, że chwile cienia są zbawienne, bo upał był niesamowity. Tego dnia zrobiliśmy chyba ze 20 kilometrów - nie żartuję. Szliśmy brzegiem oceanu, zbaczaliśmy z kursu, żeby zajrzeć do jaskiń, przyjrzeć się przeróżnym formacjom skalnym.







 Wchodziliśmy na szczyty klifów żeby spojrzeć na ocean z góry, po czym znów szliśmy kawałek dołem. Kiedy doszliśmy już prawie do naszego celu czyli plaży w pobliżu miasteczka ALVOR okazało się, że dalsze przejście jest niemożliwe przez hotelowe ogrodzenie z każdej strony.
Mieliśmy do wyboru zawrócić i zrezygnować z dojścia do szerokiej, piaszczystej, długiej plaży Praia de Alvor lub dotrzeć tam WPŁAW przez wzburzony ocean, przy skałach. Żadna z opcji nie przypadła nam do gustu. Znaleźliśmy TRZECIE rozwiązanie ;)
B. machnął ręką i pokazał mi małą dziurę w siatce ogrodzenia. Nie musiał długo czekać na moją reakcję. Przecisnęliśmy się przez barierę i po cichutku weszliśmy na jakiś hotelowy teren.
Goście leżeli na leżakach, popijali drineczki, parę osób z obsługi zajmowało się jakimiś swoimi sprawami a my jak niby nigdy nic próbowaliśmy udawać gości ich hotelu. Nie obyło się bez śmiechu i wygłupów. Ostatecznie udało wydostać nam się niepostrzeżenie z terenu hotelu. Doszliśmy do plaży i tam na trochę się zatrzymaliśmy.







 Później szukaliśmy jakiegoś miejsca gdzie moglibyśmy zjeść coś dobrego. Niestety większość plażowych barów oferowało jedynie fast-foody w kosmicznych cenach, dlatego tym razem zdecydowaliśmy się na przekąski z lokalnego marketu, który swoją drogą bardzo nam smakowały.
Plan pierwotny był taki, że po dojściu do plaży mieliśmy wsiąść w autobus i wrócić w okolice naszego hotelu oddalonego około 5km. Finalnie okazało się, że KOMUNIKACJA MIEJSKA nie jest tu tak łatwa do rozszyfrowania i dobrze zorganizowana jak przykładowo na Cyprze czy Korfu. Przystanków co prawa jest sporo, ale brak na nich jakichkolwiek rozkładów jazdy czy nazw. Autobusów też jeździ stosunkowo niedużo. Szliśmy więc wzdłuż drogi oczekując, że złapiemy jakiś transport. Po 3 kilometrach nogi niosły nas już same. 


Autobusu nie złapaliśmy. Tego dnia pierwszy raz żałowaliśmy, że nie wypożyczyliśmy samochodu. Ruch był bardzo mały, drogi dobrze oznaczone i w idealnym stanie. Tak jak w poprzednich krajach samochód nie był nam zupełnie potrzebny, będąc tutaj następnym razem na pewno GO WEŹMIEMY. Byliśmy totalnie padnięci po powrocie do hotelu. Ale podążając za myślą "co nas nie zabije to nas wzmocni" wyciągnęłam zmęczonego B. z łóżka i zmusiłam do popołudniowego plażowania ;) 


 
Wybraliśmy się na jedną z pobliskich plaż, otworzyliśmy piwo i do wieczora odpoczywaliśmy.
 Do godziny 21:00 (do zachodu słońca) było gorącooooo, później przyjemnie cieplutko. 




Wzdłuż wybrzeża ciągnie się ładna promenada prowadząca do najbardziej rozsławionej w okolicy plaży PRAIA DA ROCHA, która jest niesamowicie szeroka, ale 'niestety' (według nas) STRASZNIE oblegana przez turystów, szczególnie ludzi młodych. 


Powoduje to, że wygląda jak nasze WŁADYSŁAWOWO... do którego nic osobiście nie mam, ale w życiu nie pojechałabym tam więcej na wypoczynek. Jedna wielka impreza, bród, tłok, parawany, hałas i chaos. Zajrzeliśmy tam tylko na pół minuty i uciekliśmy na te piękne puste plaże bliżej naszego hotelu. Wieczorem kupiliśmy pizze w lokalnej włoskiej restauracji i popijając (co prawda hiszpańską) SANGRIĄ (winem z wyrazistym aromatem owoców, głównie cytrusów) świętowaliśmy kolejny wspaniały dzień na naszym balkonie podziwiając panoramę rozświetlonej okolicy.


TRZECIEGO DNIA mieliśmy wielki dylemat czy jechać gdzieś poza miasto czy zostać w pobliżu.
 A to dlatego, że o 16 (czasu lokalnego, czyli -1h) Polacy grali z Senegalem. Mimo, że fanami piłki nożnej oboje nie jesteśmy to ciekawi byliśmy czy nasi rodacy zrobią jakąś strefę kibica na obczyźnie. Postanowiliśmy zostać i to sprawdzić w PORTIMAO.
Jednak do meczu mieliśmy sporo czasu a niebo tego dnia było niesamowicie błękitne, nie było prawie ani jednej chmurki. Wybraliśmy się na plażowanie.









Miejscami plaża była całkowicie pusta, czuliśmy się jak na WSPANIAŁEJ bezludnej wyspie.
Turyści wybierali przeważnie odcinek plaży z barami, leżakami - tam było tłoczno. My zdecydowanie woleliśmy tą dziką część gdzie mogliśmy podziwiać krajobraz we dwoje.




 Po plażowaniu ogarnęliśmy się do wyjścia i ruszyliśmy W MIASTO ;)
 Ku naszemu zdziwieniu Polaków było w tym czasie w Portugalii widocznie niezbyt wielu. W jednym barze z dużym rzutnikiem spotkaliśmy tylko 1 parę starszych Niemców, zamówiliśmy po jednym JAGERBOMB, posiedzieliśmy parę minut i poszliśmy szukać innego lokalu.  




 
Kilka metrów dalej znaleźliśmy lokalną "dyskotekę" z barem i monitorami wyświetlającymi mecz. Tam też siedziały 4 pary rodaków w patriotycznych koszulkach. Zamówiliśmy drinki i tam wraz z towarzyszami obejrzeliśmy (nie najlepszy co prawda w wykonaniu) mecz Polaków. Spodziewaliśmy się większej ilości kibiców, ale atmosfera i tak była bardzo przyjemna. 



 Po meczu wybraliśmy się jeszcze na spacer w dalsze części miasta, w okolice mariny. Tego wieczoru nasz wykwintny posiłek kolacyjny stanowił wyśmienity PORTUGALSKI KEBAB, który faktycznie był jednym z lepszych jeśli nie najlepszym jaki jedliśmy za granicami kraju a do tego stosunkowo niedrogi.
Popijany chłodną SANGRIĄ z ukochaną osobą na plaży, przy zachodzie słońca to najlepsze uczucie jakie może być ;)







W środę z rana ruszyliśmy w poszukiwaniu przystanku do miejscowości LAGOS oddalonej od nas około 20km. Jak pisałam wcześniej, komunikacja miejska nie była tam tak czytelna jak w poprzednich odwiedzanych przez nas krajach. Musieliśmy kilka razy podczas pobytu zaciągać porady lokalnych mieszkańców lub recepcji okolicznych hoteli. Co prawda to też często nie dawało pewności, że pokierowano nas odpowiednio. Dla przykładu mówiono nam, że przystanek którego szukamy jest przed wejściem do danego hotelu a okazywało się, że w praktyce faktycznie jest w pobliżu tego obiektu, ale zupełnie z innej strony ulicy. Na szczęście zawsze udawało nam się jakoś trafić w odpowiednie miejsce i ruszyć w kierunku naszej destynacji.



  Do Lagos jechaliśmy autokarem przewoźnika EVA, jednego z najbardziej tam znanych. Autobusy tej floty dowiozą was również do Lizbony, Sewilli w Hiszpanii itp. Do Lagos jechaliśmy około 40 minut. Zawiodła nas trochę tego dnia pogoda. Chmury były dość gęste i ciemne, momentami kropił deszcz. Było stosunkowo ciepło, ale pochmurna aura odebrała mnóstwo uroku temu miasteczku. Moi rodzice, którzy odwiedzili Lagos jakieś 4 lata temu byli tym miejscem oczarowani. Na nas nie zrobiło specjalnego wrażenia. Możliwe, że patrzyliśmy na nie trochę przez pryzmat pięknych uliczek z Cypru czy Korfu, które nas zachwyciły. 








Zatrzymaliśmy się w jednej z restauracji, zjedliśmy pizze a później trafiliśmy na mecz Portugalii z Maroko. Z ciekawością patrzyliśmy na tłumy kibiców reprezentacji kraju w strojach z barwami narodowymi. Udało nam się nawet nakręcić filmik z reakcją na gola Ronaldo w 4 minucie meczu. 





 Spędziliśmy tam jeszcze trochę czasu i wróciliśmy do naszej miejscowości. Wieczorem niebo zaczęło się delikatnie przejaśniać, spędziliśmy ostatni wieczór na spacerach i odpoczynku. 





Ostatniego dnia spakowaliśmy rano plecaki, wymeldowaliśmy się z hotelu i poszliśmy w poszukiwaniu przystanku z którego moglibyśmy złapać autobus do FARO (bo tam mieliśmy lotnisko). Na szczęście około 2km od nas znajdowała się zajezdnia EVA bus i chwilę po zakupieniu biletów ruszyliśmy.





Tego dnia słońce jasno świeciło. FARO przywitało nas barwnymi budynkami, kwiatami, grajkami na ulicach, pięknymi uliczkami i małymi knajpkami. Mieliśmy około 6 godzin do lotu. Eksplorowaliśmy miasto, robiliśmy zdjęcia, wypiliśmy lokalne piwo i korzystaliśmy z ostatnich promieni słońca.









 Nie ukrywamy, że ceny w miastach turystycznych - w restauracjach, sklepach itp. nie są niskie. Nasz przelicznik złotego na euro wciąż jest bolesny. Tanie podróżowanie nijak by się miało gdybyśmy płacili setkami za jedzenie. Moje ulubione powiedzenie B. na wyjazdach to "Po co mam płacić 20euro za obiad, który nie będzie mi smakował i się nie najem. Wolę kupić pysznego kebaba i być szczęśliwy". I ma chłopak racje :D  Menu często bywają w języku JEDYNIE lokalnym, który nie jest nam znany, nie mamy pewności co zamawiamy, czy będzie nam to w ogóle smakowało.
Czasami z ciekawości wybieramy jakieś lokalne przysmaki, ale staramy się to robić w granicach rozsądku. Z resztą smutne, ale prawdziwe jest to, że coraz rzadziej udaje się spotkać faktycznie lokalne dania - najczęściej jest to spagetti, pizza lub fish and chips (i to marnej jakości).
 Dla przykładu zamówiliśmy w jednej z restauracji PIZZE. Kosztowała 12euro (50zł?). Pan podaje nam pizze rozmiar około 28cm (mniejsza niż standardowy talerz obiadowy). Ale to nie wszystko... pizza kiepsko rozmrożona, podgrzana lekko w mikrofalówce - typowa mrożona pizza GIUSEPPE za 5-7zł w markecie. Łezka w oku. Zjedliśmy, bo byliśmy głodni, i i tak już zapłaciliśmy, ale chyba już rozumiecie czemu czasami wolimy zjeść lokalnego kebaba za 5euro.
W Faro co prawda zjedliśmy dla odmiany McDonalds'a ;)

W jednej z knajpek zamówiliśmy przekąski do piwa (smażone plasterki batatów i ser - bardzo nam smakowało)



 Do lotniska dostaliśmy się miejskim autobusem (wypchanym ludźmi po brzegi!). Szybka kontrola bezpieczeństwa, godzinka czekania na otwarcie GEJTÓW i zapakowaliśmy się do samolotu. Miejsca znów mieliśmy osobno. Ja co prawda szczęśliwa ruszyłam w stronę swojego miejsca, które miałam mieć od strony okna (uwielbiam gapić się przez okno podczas każdego lotu!). Nie macie pojęcia jaki przeżyłam zawód kiedy okazało się, że to właśnie moje miejsce NIE MA OKNA. Ryanair po raz kolejny mnie wydy....mocno OSZUKAŁ. Szczęście w nieszczęściu Bartek miał miejsce parę rzędów dalej od strony przejścia i namówiłam POTĘŻNEGO Rosjanina, który miał siedzieć obok mnie żeby się z nim wymienił. Takim trafem znów siedzieliśmy obok siebie bez wykupienia miejscówki. Lot z delikatnymi turbulencjami. Na szczęście lądowaliśmy dość późno i ominęła nas WICHURA, która podobno nawiedziła popołudniu okolicę. 10 minut po lądowaniu byliśmy w domku.




MOJE OKNO :D

OGÓŁEM?
Algarve jest bez wątpienia pięknym miejscem i skrywa jeszcze mnóstwo tajemnic.
 To co zobaczyliśmy podczas tych niepełnych 5 dni to zaledwie kropla w oceanie.
Co prawda założenie wyjazdu w części zostało zrealizowane - mieliśmy odrobinę odpocząć.
Bez wątpienia wyjazd na południe tego pięknego kraju trzeba będzie jeszcze w przyszłości powtórzyć, ale tym razem na pewno wypożyczymy samochód i zobaczymy o wiele więcej.

Delikatnie rozczarowała nas pogoda. Mieliśmy nadzieję na piękne słoneczne, upalne dni a w rezultacie było ich 3/5. Ale coś w tym jest, że klimat się zmienia i niedługo to u nas będzie ŚRÓDZIEMNOMORSKO.
PORTIMAO zdecydowanie było bardzo dobrym miejscem jeśli chodzi o zakwaterowanie, z czystym sercem polecamy.
KLIFY na plażach są piękne, robią niesamowite wrażenie, ale na pewno są też bardzo niebezpieczne. Tak na prawdę dopiero kiedy zobaczyliśmy dość duże osuwisko kamieni ( a właściwie wielkich głazów) zdaliśmy sobie sprawę, że tabliczki ostrzegawcze na każdym z urwisk to nie tylko ozdoby - tam faktycznie w każdej chwili może spaść ci na głowę parę ton!


OCEAN? Chociaż zwiedziłam już paręnaście krajów to zawsze trafiałam na morza. Nigdy nie był to ocean. Czy zrobił na mnie wrażenie? Raczej nie odczułam większej różnicy. No może oprócz tego, że był MEGA ZIMNY! ;)
Portugalczycy jako naród? Chyba zbyt mało ich spotkaliśmy żeby mieć jakieś spostrzeżenia. Większość ludzi których spotkaliśmy stanowili turyści i inne nacje zamieszkujące ten kraj.
O tubylcach których spotykaliśmy w autobusach miejskich, sklepach możemy powiedzieć tyle, że z reguły są uśmiechnięci, bardzo ekspresyjni, emocjonalnie podchodzą do rozmowy, dużo gestykulują - są głośni ;)
Dla mnie ALGARVE jest taką wciąż nieodkrytą perełką EUROPY do której chce wrócić i poznać bliżej.
 B. stwierdził, że większe wrażenie zrobiło na nim KORFU (poprzedni wyjazd). Myślę, że tych dwóch miejsc nie sposób porównać, bo stanowią dwa różne światy, ale bez wątpienia oba się piękne i niepowtarzalne, warte zobaczenia.

Planowaliśmy na lipiec i sierpień posiedzieć trochę w POLSCE i tutaj pozwiedzać, ale przyznam, że w wolnych chwilach przeglądam już loty...
CO BĘDZIE KOLEJNE? ;)

DZIĘKUJEMY za uwagę!


Poniżej FILMIK z wyjazdu:

leszcze w podróży
M&B


Komentarze

  1. Hej! Wspaniałe widoki! Czy możecie podać nazwę hotelu? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecamy: Clube Praia Mar Apartementos Turisticos ;) w Portimao

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

KORFU - MAY - 2018 (KANONI - SIDARI - PALEOKASTRITSA-BENITES)

CYPR - MARZEC 2018 (LARNAKA - AYIA NAPA - NIKOZJA)